Ostatni Newsletter był o różnicy w uczeniu się biernie i aktywnie. Dziś bardzo życiowy przykład: historia o tym jak dotkliwe oblałam zerówkę z historii wielkiej Brytanii.
Na pierwszym toku studiów #filologiaangielska moim najmniej ulubionym przedmiotem zaraz po filozofii była historia. Ale potrzebowałam zdać ten egzamin, wiec nie było wyboru – przychodziłam regularnie na wykłady o 8 rano w czwartek.
Często siedziałam na wykładach obok mojej koleżanki. Każda po swojemu robiła notatki.
Uczyłam się tak jak w całej dotychczasowej edukacji mi pokazano: robiłam bardzo dokładne notatki. Nic nie liczyło się tak, jak przepisanie treści ze slajdów. Miałam każde słowo w notatniku. Czułam, że na egzaminie będzie dobrze. Moje notatki to była gwarancja zdanego egzaminu.
Moja koleżanka robiła bardzo skąpe notatki. Właściwie zapisywała tylko hasła i robiła diagramy, łączyła fakty z poprzednimi wykładami.
Jaka była różnica? Ja uczyłam się biernie: właściwie tylko przepisywałam z rzutnika. Ona uczyła się aktywnie: od razu starała się zapamiętać poprzez skojarzenia. Nie była ważna ilość notatek, a jakość.
Przed egzaminem obydwie przeczytaliśmy podręcznik do historii. Ja miałam wrażenie, że jest masa materiału, którą miałam zapisane, ale zapomniałam i czytam wszystko od nowa. Moja koleżanka tylko poszerzyła swoją wiedzę o dodatkowe skojarzenia, bo i tak dzięki uczeniu się już na wykładach dużo pamietała.
Kto oblał, kto zdał – już wiesz.
Ale to doświadczenie nauczyło mnie, że można uczyć się lepiej i gorzej.
A jak to przełożyć na naukę angielskiego – o tym w najnowszym Newsletterze. Link do zapisu tutaj: